sobota, 31 maja 2014

Zużycia maja 2014.


W zużyciach maja króluje Isana - przyjemnie pachnący, lekki balsam do ciała do pielęgnacji wrażliwej skóry (klik) oraz dwa kremy z mocznikiem w treściwszej i skuteczniejszej wersji 5% oraz lżejszej i słabiej działającej 5,5%, które przyrównałam do siebie tutaj. Wykończyłam też masujący, a nie ścierający scrub Botanics (klik) oraz fantastyczny, matujący filtr Vichy SPF 50, hit połowy blogosfery (klik). Antyperspirant Nivea pearl&beauty kupiłam w promocji. Sprawdził się. Lakiery Essence 05 forget-me-not (kilk) oraz Miss Selene 228 (klik) nie zostały przeze mnie zużyte w ścisłym tego słowa znaczeniu - użyłam ich do zmieszania z innymi lakierami, które też mi się znudziły, uzyskując w ten sposób nowe wariacje na temat granatów i niebieskości :) No i wyschły mi trzy maskary, które dostałam od Hexxany. Efekty na rzęsach demonstrowałam tutaj.

Jeśli chodzi o zakupy w maju, oprócz łupów z Polski kupiłam jeszcze waciki bawełniane i zmywacz do paznokci, tym samym trzymając się postanowienia :)

czwartek, 29 maja 2014

Boots, Botanics, revealing body polish

Kupiłam ten kosmetyk w drogerii Boots. Tuba o pojemności 250 ml kosztowała około 5 funtów. Za tę cenę liczyłam na dobrego zdzieraka. Co otrzymałam?

Opakowanie jakie jest, każdy widzi. Dość miękka tuba z klapką. Nie ma żadnego problemu z wydobyciem kosmetyku. Zużycie widać jak na dłoni.












Scrub ma dość gęstą konsystencję. Materiałem ściernym są drobniutko zmielone, nierozpuszczalne łupiny orzecha.

Urzekł mnie zapach kosmetyku. Jest jednocześnie słodki i orzeźwiający - piękny!





Produkt dobrze się pieni, więc niewielka ilość wystarcza na umycie całego ciała. Jest wydajny.







Szczerze uwielbiam zapach kosmetyku, ale jego właściwości złuszczające są praktycznie zerowe. Drobinki raczej masują niż złuszczają martwy naskórek. Kosmetyk można z powodzeniem stosować codziennie - jest to raczej żel z masującymi drobinkami niż porządny peeling. Szkoda, wielka szkoda.

środa, 28 maja 2014

Isana MED, balsam do ciała do pielęgnacji wrażliwej skóry

Z mazidłami do ciała mam tak: kocham oliwki, ale od czasu do czasu sięgam po jakieś "typowe" smarowidło (czyli masło bądź balsam). W miesiące chłodne lubię, kiedy te mazidła są treściwe i mocno otulająco-nawilżająco-odżywcze. W miesiące ciepłe, z kolei, wybieram mazidła lekkie. Nie chcę na pocącym się ciele żadnego filmu, bo to potęguje dyskomfort.

Kosmetyk, który tu przedstawię, jest ze względu na szeroko pojętą lekkość dobrą propozycją na lato.


Biało-niebieskie, nieprzezroczyste, plastikowe opakowanie z klapką jest skorelowane z dość rzadką konsystencją mazidła - nie ma żadnego problemu z wydobyciem smarowidła, a pod koniec opakowania można butelczynę postawić do góry nogami, dzięki czemu cały balsam spływa w pożądanym przez nas kierunku. Produkt jest biały i ma bardzo przyjemny zapach. Wchłania się praktycznie natychmiast i nie zostawia po sobie wspomnienia w postaci filmu. Działa lekko nawilżająco - przynosi ulgę po kąpieli, ale poczucie nawilżenia utrzymuje się tylko przez kilka godzin. Z tego tytułu uważam, że balsam nada się latem dla skór normalnych, poszukujących delikatnego nawilżenia po kąpieli. Nie sądzę, aby kosmetyk był w stanie dogłębnie nawilżyć i odżywić bardzo suchą skórę...

Pisząc wcześniej o szeroko pojętej lekkości kosmetyku miałam na myśli właśnie rzadką konsystencję, błyskawiczne wchłanianie i efekt delikatnego nawilżenia na krótki czas.

Polubiłam ten produkt, ale latem nie mam problemów ze skórą. Bardzo odpowiada mi zapach mazidła i fakt błyskawicznego wchłaniania.

poniedziałek, 26 maja 2014

Vichy, 50 Capital Soleil, Mattifying face fluid dry touch

Bohatera dzisiejszej notki kupiłam w zeszłym roku po wielokrotnych poleceniach Agnieszki vel Nissiax83. Za 50 ml zapłaciłam czterdzieści kilka złotych.


Jeśli o filtrach mowa, nie spotkałam lepszego. Vichy naprawdę odwaliło kawał dobrej roboty.

Produkt zapakowano w funkcjonalną tubkę z klapką w słonecznej, optymistycznej kolorystyce. Kosmetyk jest biały, gęsty i przyjemnie, kwiatowo pachnie. Tuż po aplikacji twarz jest biała, ale kilka minut później, po wchłonięciu, bielenia nie ma. To rzadkość wśród filtrów.


Kolejna rzadkość to fakt, że filtr nie jest tłusty, a wręcz przeciwnie - na mojej tłustej cerze utrzymuje mat przez około 4 godziny, co jest naprawdę dobrym wynikiem. Jest świetną bazą pod makijaż; make up nie spływa. Kosmetyk mnie nie zapchał ani nie podrażnił.

Jeśli chodzi o najważniejsze, czyli skuteczność, również jestem jak najbardziej zadowolona. Ani razu nosząc ten filtr nie spiekłam się na brzydkiego raczka. Co więcej, stosowałam go przez całą ciążę i nie dorobiłam się ostudy ciężarnych ani innych przebarwień, choć nie ukrywam, że unikałam w tym okresie bezpośredniej ekspozycji na słońce jak się dało.

Czemu nie kupiłam ponownie? Chcę zobaczyć jak inne filtry wypadają na tle tego ideału (bo nie dopatrzyłam się w tym kremie praktycznie żadnych wad). W przyszłości na pewno będę do niego wracać :)

sobota, 24 maja 2014

PUPA Make Up Kit, Pupa Rose

Opowiem dziś o palecie, którą miałam szczęście wygrać w rozdaniu u smarującej Agaty. Jeśli nie znacie smarowaniny naszej blogowej koleżanki, zapraszam do odwiedzenia jej bloga. Agata smaruje bardzo przekonująco, a przy tym niezwykle lekkostrawnie, co czyni jej kącik w sieci jednym z moich najulubieńszych :)

A przechodząc do paletki, jak sama nazwa wskazuje mamy tu motyw przewodni: róże. Róże zdobią plastikową kasetkę, cienie i róż mają różane kształt i tłoczenie. Całość kobieca i przyjemna dla oka. W kasetce wbudowane jest również duże lusterko. Załączonej pacynki nie używałam, bo wolę pędzle. Jedyne zastrzeżenia, jakie mam do opakowania to fakt, że mimo iż zamyka się na klik, ten klik nie jest zbyt mocny. Dlatego jeśli zamierzam przenosić paletkę, robię to w dołączonym kartoniku, co by nic mi się nie otworzyło i nie zniszczyło.


W paletce znajduje się róż, dwa cienie do powiek i cztery błyszczyki do ust. Wszystkie trzy kosmetyki prasowane są dobrze napigmentowane i mają przyjemną, jedwabistą konsystencję. Cienie nie osypują się. Róż ma przepiękny odcień przybrudzonego, brzoskwiniowego różu, który do wszystkiego pasuje. Jest matowy, trwały, ładnie się nakłada, nie tworzy plam - uwielbiam. Cienie mają bardzo uniwersalne kolory, które pasują chyba do wszystkich tęczówek - chłodne złoto o perłowym wykończeniu oraz satynowy, czekoladowy brąz ze złotymi drobinkami. To zdecydowanie najładniejsze złoto w mojej cieniowej kolekcji. Dodatkowo różu można używać w charakterze cienia (świetnie wygląda w załamaniu), a złotego cienia jako rozświetlacza na szczytach kości policzkowych, co czyni paletę jeszcze uniwersalniejszą.


Tutaj róż na policzkach i złoty cień w charakterze rozświetlacza:


Bardzo dobrze czuję się w tym duecie.

W zanadrzu mam również dwa makijaże przygotowane z udziałem tej paletki:

#1


#2


No i zbliżenie na cztery błyszczyki. Róż i cienie pokochałam od pierwszego użycia. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o błyszczykach. Po pierwsze, są klejące. Po drugie, wszystkie zawierają w sobie brokatowe drobinki, czego osobiście nie lubię. Po trzecie, są nietrwałe - po półtorej godzinie bez jedzenia i picia na ustach zostaje sam brokat, czego również nie lubię. Po czwarte, w trzech jasnych kolorach wyglądam po prostu źle, trupio. Jeśli chodzi o rdzawą czerwień natomiast, pigment nierówno rozprowadza się na ustach.

Solo błyszczyków na sobie nie widzę; nie czuję się w nich dobrze. Tak sobie teraz myślę, że może spróbuję jeszcze nakładać je na inne pomadki, na przykład w celu ich rozjaśnienia czy coś.


 nie zwracajcie uwagi na podkład. oksyduje skubaniec, ale o tym jeszcze napiszę


i znowu ten oksydujący podkład... przepraszam


Paletkę zdecydowanie warto mieć dla samego różu i cieni. Błyszczykom w moim odczuciu brakuje "tego czegoś", ale róż i cienie zdecydowanie warte są grzechu. Nie tylko ze względu na jakość, ale i na kolory - paletka daje możliwość stworzenia zarówno uniwersalnego, dziennego looku, jak i mocniejszego oka na wieczór. Kolory tych trzech produktów są uniwersalne i klasyczne. Chętnie po nie sięgam :)

środa, 21 maja 2014

Mocznik mocznikowy nierówny? Isana intensywny krem do rąk 5% urea vs. Isana Med krem do rąk 5,5% urea

Rzecz będzie o dwóch mocznikowych kremach do dłoni tej samej firmy. Jeden z nich jest moim hitem, drugi nie zachwyca. Znaczy się, moich wiecznie suchych, szorstkich, pękających dłoni (takie mam z natury) nie zachwyca. Mniej wymagające łapska pewnie będą bardziej z niego zadowolone.

Nasi zawodnicy to intensywny krem do rąk z 5% mocznika Isana oraz krem do rąk z 5,5% mocznika Isana Med.


Jak widać oba kremy zapakowano w tubki z jedynymi słusznymi korkami na zatrzask. Utrzymane są w podobnej, czerwono-białej kolorystyce. Tubka Isany Med jest ubrana w więcej niewinnej bieli niż koleżanka. Niech nie zwiedzie was różnica we wzroście panienek - obie tubki mają taką samą pojemność 100 ml, ale różnią się ceną. O 50 groszy... Krem Isana kosztuje 5,49 zł a krem z serii Med - 5,99 zł.


Oba mazidła są białe i bezzapachowe. Pamiętam, że jakiś czas temu krem 5% mocznika miał dość intensywny, dziwaczny zapach, do którego trzeba się było przyzwyczaić. Teraz smrodku już nie ma, co według mnie jest zmianą na ogromny plus.

Wersja z 5% mocznika ma gęstą i dość treściwą konsystencję. Po rozsmarowaniu zostawia na dłoniach na długo wyczuwalny film, który mi akurat nie przeszkadza, a wręcz przynosi ulgę wysuszonej na wiór skórze. Z kolei krem Isany Med jest w konsystencji dużo rzadszy i lżejszy. Co za tym idzie zybko się wchłania, a film jest niemalże niewyczuwalny.


Przepraszam za niewyraźne zdjęcie składu kremu z 5,5% mocznika. Za chiny nie mogłam zrobić aparatem wyraźnej fotki, a domagające się uwagi dziecko nie pomagało w tym skomplikowanym zadaniu... (swoją drogą tego posta piszę od 4 dni i skończyć nie mogę).

Na składach się za bardzo nie znam, ale widzę, że listy składników obu kremów są różne, czyli formuły też są różne. Po tym jakże trafnym spostrzeżeniu dodam jeszcze, że w kremie Isana mocznik znajduje się na czwartym miejscu w składzie, podczas gdy w drugim kremie zajmuje drugą pozycję na liście składników.


Oba kremy przeznaczone są do bardzo suchej, szorstkiej skóry. Czyli takiej, jak moja. Jeśli chodzi o działanie, krem z 5% zawartością mocznika długotrwale nawilża i wygładza moje dłonie. Widzę działanie regenerujące. Produkt na dłuższą metę zdecydowanie poprawia stan skóry dłoni. Szkoda tylko, że na moich skórkach nie robi wrażenia. Za tę cenę to i tak mój hit. Z kolei krem z 5,5% mocznika w moim przypadku działa tylko doraźnie, czyli przynosi ulgę dłoniom do pierwszego kontaktu z wodą. I tyle. Nie jest zły, ale nie dorównuje do pięt braciszkowi.

Niby ta sama firma, niby ten sam składnik aktywny, a działanie tych kremów jednak znacznie się różni. Osobom z bardzo suchą, problematyczną skórą dłoni polecam krem Isana 5% mocznika. Jednocześnie uczulam, że dla dłoni nieproblematycznych krem ten może być zbyt treściwy. W takim przypadku może warto sięgnąć po lżejszą propozycję Isany Med. Tak czy inaczej mam nadzieję, że komuś przyda się to porównanie :)

poniedziałek, 19 maja 2014

Miss Sporty, Clubbing Colours, 346

  • Dostępność: lakier kupiłam w drogerii Superdrug
  • Cena: 1,99 funtów
  • Pojemność: 7 ml
  • Kolor: ciekawa, niebieskawa zieleń z drobnym shimmerem; niestety mój aparat znowu miał problem z wiernym oddaniem koloru - lakier na zdjęciach jest zbyt niebieski...
  • Konsystencja: w sam raz
  • Pędzelek: szeroki, płaski, ścięty na półokrągło - wygodny
  • Krycie:  dwuwarstwowiec
  • Wysychanie: nie sprawdzałam, użyłam wysuszacza (Poshe)
  • Zmywanie: schodzi bez problemów, ale trochę farbuje skórki
  • Trwałość: trzeciego dnia nadawał się do zmycia (mocno starte końcówki)


  • Availability: I bought it in Superdrug
  • Price: Ł1.99
  • Volume: 7 ml
  • Colour: very interesting blue-ish green with fine shimmer; unfortunately, my camera failed to capture the exact shade - the varnish is too blue in the pictures
  • Consistency: just right
  • Brush: broad, comfortable
  • Coverage: a two-coater
  • Drying time: not tested (I used Poshe fast drying top coat)
  • Removing: no problems but it dyes cuticles green
  • Durability: 3 days

sobota, 17 maja 2014

HexxBOX British Edition with 1001 Pasji and ULA-LA-BEAUTY: urban spa, Cellulite Massager Mitt

Zgodnie z obowiązującym mnie regulaminem brytyjskiej edycji HexxBOXA recenzja jest w języku angielskim. Na ewentualne pytania chętnie odpowiem w komentarzach.
***

Today I am finally going to write about the third product I received last December by courtesy of Asia and ULA-LA-BEAUTY.


How about that cellulite, hm? Seems like I have been fighting with it for, like, most of my life and, usually, it gets the better of me. Why? Well, it is extremely hard to get rid of cellulite; you need a lot of persistence, patience and, of course, some help. Now, usually those anti-cellulite body lotoions and creams don't help much in my case. I am well aware that they have to be paired with healthy diet and exercise. But what if I do not have much time to exercise? Why, it is a good idea to try a cellulite massager like the one from urban spa (available for 8.99 pounds here):




The mitt is made from a clear silicone. It is very easy to use - you just slip it on your hand. Also, the product is dead easy to clean; you just have to wash it in soapy water, rinse and hang to dry.

The mitt has two sides. You start your massage with the nubby one. There is virtually no pain but, to be honest, it doesn't feel like this side does much. Now, the other side is much more hardcore! The spikes are quite sharp and the massage can be painful. I was careful not to overdo this as I have some spider veins on my legs and I didn't want more (and, as far as I can see, I succeeded).

beginning / after 4 weeks / after 6 weeks

I have used the mitt on my thighs, butt, and belly every single day over 6 weeks. During that time I didn't exercise in the strict sense but I went out with my baby daughter, pushing her around in her pushchair for 1-2 hours a day. I would like to say that I also cut down the sweets but, well, that would be a lie... Nevertheless, as you can see there are some visible results (which I had to wait for patiently; you are not likely to see any difference for the first week or two). Within those 6 weeks I didn't get rid of cellulite but it  reduced considerably. The skin on my thighs and butt got firmer and looks better. Unfortunately, the same doesn't go for my post-natal belly; there isn't much difference there. Well, I didn't think that a massager mitt would help me with excess skin there anyway... All in all, I like the results and I definitely intend to keep using the product. Beware though - if you stop using the mitt, your skin will gradually go back to the original state.


Now, I cannot not mention the fact that my Polish readers can find an identical equivalent of this product in Rossmann (for around 15-20 PLN):



PS. The sharp side of the mitt is PERFECT for deep washing your make-up brushes, especially the dense ones. Try and be amazed :)


czwartek, 15 maja 2014

Zakupy z Polski

We wtorek wróciłam do UK. Pobyt w Polsce obfitował w spotkania rodzinno-przyjacielskie, ale zdołałam wybrać się na zakupy - i to nawet kilka razy. Starałam trzymać się zaplanowanej listy zakupów, ale mimo wszystko skusiłam się na kilka nadprogramowych rzeczy. Po kilku Waszych komentarzach darowałam sobie Regenerum do paznokci, a bzowego peelingu Joanny nie dorwałam, więc zadowoliłam się wersją malinową. Nie było też soli do stóp Farmony, więc wzięłam na wypróbowanie podobny kosmetyk Bingo Spa. Na liście planowanych zakupów nie znalazły się krem BB do ciała ani szklany pilniczek Ann Co., bo zapomniałam je tam umieścić; kiedy zobaczyłam te produkty w drogerii, przypomniałam sobie, że przecież też o nich wcześniej myślałam ;)

Ok, zakupy zaplanowane wyglądają tak. Może wydawać się, że jest ich dużo, ale pamiętajcie, że nie byłam w Polsce przez rok i nie wiem też, kiedy będę mogła następnym razem pojawić się w kraju. Z tego tytułu takie zapasy...

E-naturalne:



DOZ:




Rossmann (krem Body BB kupiłam na promocji w Naturze):



jeden z tych filtrów pochodzi z apteki, ale nie pamiętam, który

Natura (oba korektory pod oczy zdobyłam w promocji -40%):



Hebe i Ziaja:



Nie miałam w planach korzystać z promocji -49% na kolorówkę w Rossmannie. Niestety nadal mam "fazę" na produkty do ust a silna wola poszła na urlop, więc ten tego... Aha, no i pierwszy raz w życiu wpadłam na wyspę Golden Rose i kiedy zobaczyłam matowe pomadki na żywo, prawie pękłam :P


W moim Rossmannie wyprzedawano prasowane pigmenty L'Oreal Color Infallible. Sztuka kosztowała w Cenie Na Do Widzenia 18,39 zł, czyli połowę regularnej ceny. Ponieważ w UK już od jakiegoś czasu ich nie widziałam, postanowiłam kupić jeden cień na próbę zanim znikną z rynku... Już jestem w tym odcieniu zakochana; uwielbiam takie kolorki!



Last but not least, dostałam kosmetyczny prezent od niezastąpionej Kataliny :*** Mamy tu piaskowy lakier Golden Rose w pięknym kolorze brudnego różu (kocham róż, a brudny szczególnie) oraz bardzo hojne odsypki dwóch pigmentów MAC - Grape i Kitschmas. Niestety mój aparat nie oddał koloru pigmentu Grape - w rzeczywistości fiolet ten jest cieplejszy. Pigmentacja zwala z nóg! Kasiu - jeszcze raz pięknie dziękuję :)


W tym miesiącu kupię jeszcze tylko waciki i zmywacz do paznokci :)

wtorek, 13 maja 2014

TAG: Ekstremalne scenariusze - wersja urodowa.

Do TAGu zaprosiła mnie Kasia. Dziękuję :) Jeśli jesteście ciekawe moich odpowiedzi, zapraszam.





1. Musisz pozbyć się wszystkich swoich podkładów i możesz zatrzymać tylko 1 z wyższej półki i 1 z drogeryjnych - które to będą? 

Szczerze mówiąc nie testowałam podkładów wysokopółkowych, więc nie mogę żadnego wybrać. Jeśli chodzi o podkłady drogeryjne, również nie mam ulubieńca. Wolałabym mieć możliwość zatrzymania swojego podkładu mineralnego z Lily Lolo. Nie pochodzi z drogerii, ale łatwo kupić go w sieci :)

2. Idziesz na rozmowę o pracę i pani przeprowadzająca rozmowę ma szminkę na zębach - mówisz jej o tym czy unikasz tematu? 

Zależy, jak ocenię jej charakter. Jeśli wyda mi się osobą bardzo poważną i surową, unikam tematu. "Równej babce" chyba bym powiedziała...
 
3. Masz zły humor/ czujesz się nieswojo i chcesz sobie poprawić humor - jaką pomadkę nałożysz żeby poczuć się piękniejszą? 

Pomadki nie poprawiają mi aż tak humoru, jak lakiery do paznokci... Zatem na ustach wylądowałoby coś niezobowiązującego, ale wymalowałabym paznokcie na jakiś wesoły odcień, np. słoneczną żółć :)



4. Cofasz się na 1 dzień do swoich lat nastoletnich - co zmieniłabyś w swoim makijażu i fryzurze?

Nie ścinałabym włosów "na grzybka" - wyglądałam tragicznie. Nie farbowałabym ich szamponetkami na bakłażan i buraczkową czerwień - wyglądałam tragicznie. Nie zrobiłabym blond pasemek, bo rozjaśniacz spalił mi wlosy.

Nie używałabym kuleczek brązujących na całą twarz zamiast pudru :P



5. Prosisz fryzjera o obcięcie włosów do ramion a'la Pixie Lott, ale fryzjer źle Cię zrozumiał i obciął Ci włosy na chłopaka (pixie cut) Co robisz?

a) Uśmiechasz się, dziękujesz a po wyjściu dzwonisz do mamy rozhisteryzowana.
b) Wybuchasz płaczem i sytuacja robi się niezręczna.
c) Skarżysz się managerowi i żądasz zwrotu pieniędzy.

Kiedyś bym się uśmiechnęła i podziękowała, a po wyjściu z salonu rwałabym włosy z głowy. Dziś powiedziałabym bez ogródek, co myślę o takiej usłudze, i zażądałabym zwrotu pieniędzy.



6. Twój przyjaciel/przyjaciółka robi Ci niespodziankę i zaprasza na 4-dniowy wyjazd za miasto. Masz 1 godzinę żeby się spakować - którą paletę 'do wszystkiego' spakujesz do kosmetyczki? 

Paletkę PUPA, którą wygrałam niedawno w rozdaniu. Jest idealna na takie okazje :)



7. Okradziono Twój dom - nie martw się, wszyscy są bezpieczni, ale włamywacz splądrował Twoją toaletkę. O który produkt martwisz się najbardziej i masz nadzieję że nie został skradziony?

Martwię się o swoją kolekcję pomadek. Nie zdążyłam wszystkich jeszcze przetestować :P

8. Twoja koleżanka pożycza od Ciebie kosmetyki i oddaje je w okropnym stanie. Co robisz?

a) Udajesz że nie zauważyłaś/ że nic się nie stało
b) Prosisz żeby odkupiła zniszczony produkt
c) Po kryjomu robisz to samo z jej kosmetykami

Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Trudno mi sobie wyobrazić taką sytuację. Wiem, że pożyczyłabym kosmetyki tylko zaufanym osobom i nie sądzę, aby one mi je zniszczyły...

To już wszystko, taki przerywnik. Do TAGu zapraszam wszystkich chętnych :)

sobota, 10 maja 2014

Miss Sporty, Clubbing Colours, 324

  • Dostępność: lakier kupiłam w drogerii Superdrug
  • Cena: 1,99 funtów
  • Pojemność: 7 ml
  • Kolor: piękny turkus o kremowym wykończeniu; niestety mój aparat nie uchwycił wiernie koloru - na zdjęciach lakier jest zbyt niebieski, w rzeczywistości ma w sobie również zielone tony...
  • Konsystencja: w sam raz
  • Pędzelek: szeroki, płaski, ścięty na półokrągło - wygodny
  • Krycie:  dwuwarstwowiec
  • Wysychanie: nie sprawdzałam, użyłam wysuszacza (Poshe)
  • Zmywanie: lakier schodzi bez problemów, ale farbuje skórki i opuszki palców...
  • Trwałość: trzeciego dnia miałam wyraźnie starte końcówki



  • Availability: I bought it in Superdrug
  • Price: Ł1.99
  • Volume: 7 ml
  • Colour: pretty turquoise, cream finish; unfortuantely, my camera did not capture the exact shade of this varnish - it's more green than in the pictures
  • Consistency: just right
  • Brush: broad, comfortable
  • Coverage: a two-coater
  • Drying time: not tested (I used Poshe fast drying top coat)
  • Removing: no problems but it dyed my cuticles blue
  • Durability: 3 days

poniedziałek, 5 maja 2014

Oddam - Bourjois, Healthy Mix correcting concealer oraz Smoky Eyes 01 grisdandy

Dziś opowiem o dwóch kosmetykach, których jakości niewiele mogę zarzucić, ale które niestety nie pasują mi kolorystycznie... Szkoda, wielka szkoda.

Korektor Healthy Mix kupiłam we wrześniu z myślą o skórze pod oczami. Chciałam coś lekko kryjącego i o nawilżającej formule. 


 HM właśnie taki jest: ma lekkie krycie (dużych cieni nie schowa), nie wysusza skóry pod oczami, a dobrze wklepany nie zbiera się w załamaniach. Moim zdaniem na wypryski się nie nadaje - trzeba by nałożyć dużo warstw aby przykryć niespodziankę. Nawet nie chciało mi się próbować. I wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że korektor mocno wpada w żółć. Tylko spójrzcie, jak wygląda w porównaniu z innymi korektorami, które posiadam:


A ponieważ ja mam chłodny odcień cery, korektor jest dla mnie zdecydowanie za żółty. Nie wiem, czy poniższe zdjęcie to oddaje. Na żywo widzę, że 51 Light Radiance zupełnie do mnie nie pasuje:




Drugi produkt, o którym chcę napomknąć, to paletka cieni wypiekanych, którą dostałam w grudniu w prezencie do zakupów.


Cienie są dobrze napigmentowane, nie osypują się nadmiernie, ładnie przenoszą się z pędzla na powiekę, dobrze się rozcierają, a na bazie trzymają się na miejscu przez długie godziny... Do ich jakości nie mam zastrzeżeń. Mój jedyny problem to znowu kolor(y). Ja w szarościach wyglądam po prostu brzydko. Przytłaczają moją tęczówkę i sprawiają, że wyglądam na chorą.


ta mina mówi wszystko...


W związku z powyższym chętnie oddam te dobre jakościowo kosmetyki, żeby się u mnie nie kurzyły niekochane. Zapraszam publiczne obserwatorki bloga, którym nie przeszkadza, że kosmetyki są kilkakrotnie użyte, do zgłaszania w komentarzu chęci przejęcia ode mnie tej dwójki. Jeśli chętnych będzie więcej niż jedna osoba, w ruch pójdzie maszyna losująca. Zgłoszenia przyjmuję do piątku 9 maja, do godziny 20.00.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...